Nie bój się

Tęsknię za ruchliwą, życiodajną pełnią. Połyskującą jak drogocenny szmaragd w spojrzeniach najbliższych mi osób. Nie potrafię – bez bólu – oddzielić mojej pracy od codziennej krzątaniny. Nie umiem – bez uczucia tęsknoty – oddać się bez reszty tułaczce w poszukiwaniu mieszczańskiego ładu, w którym każda rzecz ma swoje miejsce, a każda czynność – swój czas. Nie mogę zgodzić się – bez skurczu sumienia – na pracę, której jedynym celem jest zysk wciąż pomnażany w imię bałwochwalczej idei materialnego dosytu, za jakim tęskni świat.

„Wielkość człowieka polega zawsze na tym, że od-twarza swoje życie. Od-twarza na nowo to, co mu zostało dane. Wykuwa nawet to, czego działaniu podlega. Pracą wytwarza własne naturalne istnienie. Nauką, przy pomocy symbolów, odtwarza wszechświat. Sztuką odtwarza związek pomiędzy swoim ciałem i duszą”. Simone Weil

Praca jest duchowa, tak jak w jednym z wymiarów pozostaje materialna. Nie da się oddzielić ciała od duszy. Nasze człowiecze ja jest jednością. Wszelkie intelektualne działanie odsłania nasze najgłębsze aspiracje i pragnienia, które ubierają się w ciało działania. Wszystko: nasze piękno i nasze wewnętrzne skazy, rany, blizny, różnokształtne ciemności – wszystko jest dynamiczną i spragnioną życia jednością.

Jak pracować w tym chaosie światowych (po)żądań i obowiązków?

Nie bać się otwarcia drzwi, które prowadzą do odkrycia tego, co zostało nam dane. Pójść dalej, niż chce tylko konieczny do przeżycia zysk. Wierzyć w to, że przeżycie to nie tylko próba przetrwania zamknięta w trzydziestu dniach miesiąca, ale to także prze-żywanie: nadawanie sensu godzinom dnia, które istnieją dla dobra drugiego, dla wspólnego bycia, dla owego „razem”, którego nic nie jest w stanie pokonać.

Twoja, moja ważność ma swoje źródło w byciu uważnym. Wsłuchanym, czułym na znaki, które otwierają drzwi do życia. Nie trzeba bać się lęku. On sprawia, że można podjąć wyzwanie. Rozpocząć poszukiwanie.
Bohater powieści Juliena Greena wyznaje w zaciszu swoich myśli:

„Olśniło mnie nagle: nie bałem się bomb z niemieckiego «Taube», bo wierzyłem, że nic na świecie nie może mi zrobić krzywdy, bałem się jednak ludzi, bałem się ich gniewu, bałem się szefa. Zasalutowałem bez słowa i pośród najgłębszego milczenia odszedłem do kolegów (…). Dużo kosztowało mnie oswojenie się ze świadomością, że w głębi duszy drżałem przed człowiekiem, podczas gdy Bóg – myślałem sobie – przykazał mi być odważnym. Zewnętrznie nic się nie zmieniło. W oczach wszystkich byłem taki jak przedtem: trochę naiwny, trochę bezbronny chłopiec, nad którym należało jakoś tam czuwać, nie okazując tego. Coś jednak zaszło we mnie (…)”. (J. Green, Tysiąc dróg stoi otworem, przełożył Ireneusz Kania, Kraków-Wrocław 1985, s. 14-15).

Nie bój się swojego strachu. Pozwól, by coś zaszło w tobie. Nie bój się ludzi, ani siebie samego.

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Podobne wpisy