Słowa
Słowa. Nurtują mnie słowa. Ich potencjał. Ich możliwości.
Słowa otwierają drzwi do świata zdarzeń. Wskrzeszają obumarłe działania.
Piękne słowa nie mają znaczenia, jeśli nie towarzyszy im u-czynne dobro, czyli działanie, które chce dobra drugiego.
Słowa pisane przy biurku, gdy za oknem szaleje burza, a dom tętni samotnością nie będą miały znaczenia, jeśli nie urodzą się z Prawdy.
Prawda nie jest i nigdy nie będzie teorią.
„Zapomniani, niechciani, zagubieni, mamroczący chaotycznie alkoholicy, nerwowo chorzy, ludzie na pograniczu choroby psychicznej – czy byliby tym, kim są, gdyby ktoś ofiarował im jałmużnę słów wówczas, gdy tak rozpaczliwie ich potrzebowali? Słowa miłości, zrozumienia, współczucia, cierpliwości, pomocy są dla nich oliwą, która łagodzi ostry ból ran wyczerpanych umysłów. Są pożywieniem, które syci głód przypominający ten w obozach koncentracyjnych. Słowa są dla nich często kluczem, który otwiera drzwi więzienne. Tak łatwo je ofiarować, a jednak tak często nie chcemy tego uczynić”.
(Catherine de Hueck Doherty, Ewangelia bez kompromisu, przekład Maria Partyka, Katarzyna Dudek, Kraków 2008, s. 79)
Każda chwila zawiera w sobie potencjał ostateczności. Przypadek nie istnieje. To tylko pokrzepiające określenie pewnego stanu rzeczywistości, który niewiele ma wspólnego z Prawdą. A Prawda jest niezwykle konkretna i nigdy przypadkowa.
Nie wierzysz w Prawdę? Nie musisz. Ona istnieje bez względu na to czy się w nią wierzy czy też nie. Prawda ma swój smak i zapach. Może być miękka lub twarda. Jest jak bijące, wieczne serce, które wyznacza rytm życia.
Wszyscy umieramy. Zgoda. Z każdą godziną zbliża się ten ostateczny punkt, za którym znajduje się nowy horyzont, a zegar przestaje spełniać swoją powinność. Ale nie tę śmierć mam na uwadze.
Myślę o śmierci w nas. O jej dotkliwym potencjale, który rośnie razem z nami już od poczęcia. Możesz być spełnionym artystą, doskonałym rzemieślnikiem, wybitnym profesorem, szanowaną księgową. A ta śmierć i tak cię dręczy. Szamoczesz się w jej sidłach, czujesz ból, nigdy właściwie nie zaznajesz spokoju. Mimo tych pieniędzy, które posiadasz. Pomimo tych tytułów i prestiżowych wyróżnień. Gratyfikacji i aplauzów za dobrze napisane książki, za świetny projekt, za to czy za tamto. Wszystko jedno. Bo zżera cię śmierć. Ciebie, mnie, każdego pod słońcem. Śmierć wewnętrzna, która nie pozwala ci kochać tak, jak byś chciał. Nie pozwala tobie, nie pozwala jemu, mnie, jej. I tak wszyscy uwięzieni jesteśmy w gęstej plątaninie śmiertelnych kłączy. W odmęcie grzechów.
O tej śmierci myślę, tej śmierci się boję.
Istnieją jednak słowa. Słowa sprzeciwu i błogosławionego buntu wobec tego umierania. Słowa. I ON wie. Słyszy wszystkie słowa, nawet te bezgłośne wołania i łzy. Widzi twoje, moje moczary i każdy krok wydeptany w dolinie płaczu.
Pewnego dnia, pewnej nocy, wieczoru, w ułamku sekundy dotyka cię Miłość. Doświadczasz jej, chociaż nie wiesz, że istniała od twojego poczęcia. A nawet je uprzedziła. I rozrastała się w tobie. Już wtedy, gdy przywarła do ciebie śmierć, Ona wytrwale zapuszczała korzenie w twoich trzewiach. PIECZĘĆ MIŁOŚCI.
Jesteś w domu. Otaczają cię bliscy i znane ci przedmioty. A jednak nic nie jest już takie, jak wtedy – przed godziną łaski. Godziną, którą zegar wybił dla ciebie, bo tak bardzo pragnąłeś, że nie mogłeś dłużej tak żyć. Teraz już wiesz. Emocje czy uczucia pozostają niezależne od tej przedziwnej wiedzy. Nigdy wcześniej poznanie nie było bardziej głębokie i pewne swego: w każdym fragmencie, ułamku, skrawku jesteś inny. A to dopiero początek ofiarowujący ci w darze nadzieję. Nadzieja rodzi wiarę, w ramionach której dojrzewa zupełnie nowa forma życia. I nagle dostrzegasz tę Pieczęć na swoim sercu, ale widzisz ją jak przez mgłę, bowiem spowija ją jakaś szczególna tkanina. Bisior?
Słowa.
Twoje i moje słowa już nie są zwykłą pisaniną. Są zrobione z dotyku, pod ciepłem którego roztopiły się rozmaite trwogi twoich bliskich. Są nasączone błogosławieństwem, którym hojnie obdarowywałeś nawet tych, którzy kpili z twoich ideałów. Są poprószone złotym pyłem milczenia, na jakie zdobywasz się coraz częściej. Są twarde i mocne jak twoje ręce wykonujące miliardy codziennych czynności. Są prawdziwe tak jak ty, który żyjesz w Prawdzie.