Dom sędziego
Na szczycie światowej góry, w cieniu rozłożystych dębów, stał dom. Dom sędziego. Dobrze wiodło się ludziom, którzy otrzymali od sędziego złotą karteczkę z imiennym zaproszeniem. Po wizycie u lokalnego mistrza byli jeszcze bardziej poważani, korzystniej wynagradzani, częściej zapraszani do zacnych domów, lepiej im się żyło.
Okazała posiadłość sędziego odznaczała się osobliwą cechą: przed zaproszonym przybyszem, gdy ten stawał naprzeciw domu, na białym tle fasady ukazywały się – jakby wyświetlone za sprawą wielkiego projektora – sceny z życia zaproszonej osoby. Czasem fragmenty jego myśli przybierające formę malarskiej narracji. Tak, jakby jakaś tajemnicza maszyna prześwietlała przybyłego gościa wydobywając na światło dzienne to, co skrywał całun ciała. Dla większości przybyłych było to zawstydzające przeżycie. Na gościa czekało jednak tyle rozmaitych wspaniałości, iż szybko zapominał o upokorzeniu. Dziwne doświadczenie szybko rozpuszczało się w falach wytrawnych trunków.
Przed domem sędziego – w odpowiedzi na otrzymane przed tygodniem zaproszenie – stanął Piotr. Gdy na tle białej fasady zobaczył siebie w konstelacji swoich najtajniejszych pragnień, gdy dostrzegł wydarzenia, które ukrywał w skarbcu swojej pamięci wiedząc, że tylko w jego władaniu ukryte jest prawo do rozstrzygania o ich prawdzie – wpadł w nagłą wściekłość. Załomotał do drzwi, które po upływie kilku sekund otworzyły się odsłaniając elegancką dostojność sędziowskiej rezydencji.
– Witam i zapraszam cię Piotrze – usłyszał głos – Dlaczego tyle w tobie złości? Naprawdę uważasz, że nie mam prawa do tej gry? To przecież tylko kilka obrazów, jakieś chwile, ulotne myśli, o których wiemy tylko ty i ja. Zgodziłeś się na tę wizytę. Przyjąłeś zaproszenie licząc, że urokiem swojej charyzmatycznej osobowości przekonasz mnie do siebie i nareszcie zdobędziesz tę posadę. Tu czy tam – gdziekolwiek. Byle pozwoliła ci wydobyć się z nędznej codzienności. Musisz jednak wiedzieć, że ja muszę wiedzieć. I że będą obowiązywały cię pewne zasady. W tej chwili podążasz za swoim ja. I ono rośnie w siłę. Puchnie, tężeje, nabiera kształtu jakiego nigdy dotąd nie posiadało. Pamiętasz tego studencinę, Raskolnikowa?… Posłuchał głosu swojej pogmatwanej imaginacji. Zaufał wyobraźni.
„ (…) Raskolnikow był ogromnie poruszony. Była to oczywiście, najzwyklejsza rozmowa i wymiana myśli między młodymi ludźmi, które nieraz już słyszał, w innej może formie i na inne tematy. Ale dlaczego właśnie teraz wysłuchał takiej rozmowy i takiego właśnie rozumowania, kiedy w jego własnej głowie powstały… takie same myśli? I dlaczego właśnie teraz, kiedy dopiero co zalążek tej myśli wyniósł od staruchy, musiał trafić na rozmowę o niej?… Ten zbieg okoliczności zawsze wydawał mu się bardzo dziwny. Owa nic nie znacząca rozmowa w szynku wywarła nadzwyczajny wpływ na niego samego i na dalszy rozwój wypadków, jak gdyby istotnie działało tu jakieś fatum…”
(Fiodor Dostojewski, Zbrodnia i kara, Przełożył J.P. Zajączkowski, Warszawa 2001, s. 75)
– To doprowadziło go do klęski – dokończył Piotr.
Piotr spojrzał sędziemu prosto w oczy.
Nie przestąpił progu domu. Zszedł z góry i poszedł na plażę. Był późny wieczór. Morze nęciło słodkim szumem fal. Piotr usiadł na piasku. W jego głowie przelewały się myśli i postanowienia. Zasnął.
Obudził się, gdy słońce odsłaniało na horyzoncie swoją twarz. Wiedział co ma robić. Wypłynął.
***
Po drugiej stronie horyzontu Piotr odnalazł ścieżkę, którą dotarł aż do rozwidlenia dróg. Wybrał ścieżynę wąską, kamienistą i wiodącą przez las. Nie wiedział dokąd dojdzie, ani czy w ogóle zdoła poradzić sobie z napotkanymi podczas wędrówki przeszkodami. Towarzyszyło mu jedynie przekonanie, że jego wyobrażenia o sobie i świecie doprowadziły go do domu sędziego, w którym czekały na niego niewidzialne kajdany.
Zawiódł się na sobie. Ale nie poddał się żadnemu z uczuć, które uderzyły w jego dumę. Zmienił strategię. Zaczął wsłuchiwać się w Słowa, które – jak mu się wydawało – wyrastały gdzieś w dolinie jego sumienia. Odkrył, że istnieje w nich jakaś nadludzka strategia. Jakby ich źródło znajdowało się w Kimś, czyja Mądrość wkraczała poza granice jego rozumowania.
Piotr wyruszył w drogę odsłaniającą przed jego oczyma widoki przekraczające ludzkie pojmowanie.
Piękne